Tak właśnie wyobrażałam sobie komunikat w radiu, w którym główną rolę odegrałam niestety ja we własnej osobie. Młoda kobieta zasnęła za kierownicą…
Ale od początku…
Pewnego dnia powiedziałam takie słowa do mojego męża:
„Chciałabym znaleźć sposób na siebie, na to, aby w sposób łagodny i bez presji, bez diet i katuszy
zacząć żyć jeszcze lepiej, zdrowiej i być w formie.
Aby to, jak chcę żyć w kwestii zdrowia i kondycji fizycznej, stało się moim naturalnym stylem życia„.
To, co wydarzyło się kilka tygodni później jest wręcz nie do uwierzenia…
Miałam poczucie, że odżywiam się dosyć zdrowo i ćwiczę też całkiem dużo. Jednak moja waga skakała do góry, samopoczucie nie zawsze było dobre, a tłuszczyk zbierający się w tak zwaną oponę na brzuchu wskazywał na to, że nie wszystko jest dobrze. Ja wiem, że patrząc na moje zdjęcie „przed” i „po”, można powiedzieć, że przecież tego jest niewiele. Osoba z dużą nadwagą pewnie powie, że marzy o takiej sylwetce, osoba szczupła zauważy „obce ciało” szczególnie w okolicach brzucha. Ale tak naprawdę nie ważne jest to, kto co pomyśli i jak to oceni. Ważne jest to, że ja zaczęłam się źle czuć i mieć poczucie stresu i jakiegoś niezidentyfikowanego problemu w kwestii jedzenia i aktywności fizycznej. Niestety jako młoda dziewczyna miałam ogromne problemy z jedzeniem. Wiecznie się odchudzałam, katowałam i walczyłam z kompleksami. To nie pozostaje do dziś obojętne… dlatego wiedziałam, że nie będę się odchudzać, katować dietami, ale jednak cały czas miałam poczucie, że mam nierozwiązany problem w tym temacie.
1 lipca 2019 roku Fryderyk Karzełek rzucił nam wyzwanie, do którego postanowiłam dołączyć. Muszę powiedzieć, że lubię wyzwania, dążenie do celu i plan. Ostatnie moje stanowisko w dużej korporacji w której pracowałam, to Manager Projektu. Czułam się doskonale na takiej pozycji, choć kto zna moją historię, to już wie, że była to końcówka mojej kariery w roli pracownika firmy zewnętrznej. Bo czuję się jeszcze lepiej, odkąd jestem Managerem Projektu we własnej firmie, no i jak się okazuje w życiu osobistym też się nim stałam. Te 7 lat temu kiedy zakładałam swoją firmę o nazwie Jak Być Szczęśliwą Kobietą zmieniałam nie tylko pracę, ale przede wszystkim swoje życie. Całą tę historię opisałam w swojej książce „Jak Być Szczęśliwą Kobietą – 15 kroków„. Czyli od managera w korporacji, po managera swojego życia.
Wspomniany już Fryderyk, założyciel i prowadzący Klub 555, którego śledzę i z przyjemnością słucham już od wielu miesięcy, 1 lipca wyruszył ze swojego domu w pielgrzymkę do Santiago de Compostela. To dystans 2700km więc uznałam, że to, co rzucił nam jako wyzwanie, to bułka z masłem.
Wyzwanie na 3 miesiące wyglądało tak:
- nie jem słodyczy
- nie jem pieczywa
- ćwiczę codziennie
Nie brzmi jakoś strasznie, prawda?
1 miesiąc wyzwania
Od wielu miesięcy czułam się źle. Byłam wiecznie zmęczona i śpiąca, ale nigdy też nie miałam czasu na to, aby zrobić badania. Myślałam, że to po prostu przemęczenie. Bardzo niepokoiło mnie to, że wielokrotnie zdarzało mi się parkować na poboczu, aby się chwilę przespać. Gdy byłam głodna, to zaczynały mi się trząść ręce, było mi niedobrze. Ale najczęściej zatrzymywałam się na stacji benzynowej, kupowałam jakieś zdrowe ciastko, albo niezdrowy batonik i energia wracała. Kiedy jednak z powodu wyzwania nie mogłam już kupić przekąski, mój problem zaczął się pogłębiać.
Pewnego dnia stojąc na czerwonych światłach zasnęłam za kierownicą. Gdzieś w tle dochodził do mnie hałas klaksonów, pamiętam to doskonale, ale zapadłam w tak mocny sen, że nie mogłam się przebudzić. Obudziło mnie pukanie w szybę starszego pana, który krzyczał: halo, proszę pani, czy nic pani nie jest?
Zapisałam się do lekarza, zrobiłam badania. Musiałam zrobić krzywą cukrową oraz krzywą insulinową, bo dla lekarza wyglądało to na zaburzenia, które niestety często pojawiają się w mojej rodzinie. Bałam się że zachorowałam na cukrzycę, jednak już po kilku dniach wszystko było jasne. Mam hipoglikemię reaktywną, czyli zbyt szybki spadek cukru po posiłku, ale też ogromny spadek bez posiłku na czas.
Pani diabetolog, która mnie badała powiedziała: ma pani zacząć żyć tak, jak wszyscy powinniśmy żyć.
Oznacza to:
-wyeliminowanie cukrów oraz węglowodanów prostych na korzyć tych złożonych. Gdy zjadam cukier prosty np. w postaci batonika, cukier wyskakuje mi jak szalony do góry, mam moc, mam energię, ale zaraz po chwili spada tak drastycznie, że usypiam. Gdy jem węglowodany złożone, które uwalniają się stopniowo i utrzymują mój poziom cukru na stałym poziomie, to i ja na takim poziomie funkcjonuję, bez spadków i drastycznych zmian samopoczucia
-jeść mało a często, najlepiej co trzy godziny posiłek nie większy niż garść ręki
-pić dużo wody, aby sukcesywnie oczyszczać organizm z toksyn i sprawiać, że organizm będzie się szybciej regenerował
-regularnie ćwiczyć, ale mieć w pamięci, że aktywność fizyczna również obniża poziom cukru we krwi, więc zanim ruszę na trening, to muszę być dobrze odżywiona
Zabrałam się więc za zmiany.
2 miesiąc wyzwania
Pierwszy miesiąc wyzwania był dla mnie szokujący. Fatalne samopoczucie, zero efektów, badania, odkrycie, że jestem chora oraz wzrost wagi. Zaczęłam jednak na spokojnie przyglądać się temu, jak wygląda moje życie i wprowadzać zmiany, które otrzymałam jako zalecenie od lekarza.
Gdy patrzyłam na moje posiłki, chciało mi się płakać. Bo musiałam je zmniejszyć o połowę, a przecież ja tak bardzo kocham jeść. Zauważyłam, że jedzenie ma dla mnie wręcz chorobliwe znaczenie. Jem dużo, aby przyjemność trwała długo. W jedzeniu szukałam pocieszenia na gorsze chwile, używałam go również jako nagrodę za dobrą pracę. Dostrzegłam wreszcie, że mam problem. Kiedyś mój mąż powiedział mi, że jem tyle samo co on. Uznałam, że to on je mało, a nie ja za dużo 😉 Jak myślisz, który z poniższych talerzy po wprowadzony zmianach należy do mnie, a który do mojego męża?
Zaczęłam więc jeść zdecydowanie mniej, ale też wolniej i uważniej, po to, aby chwila przyjemności trwała dłużej.
Zaczęłam też bardzo zwracać uwagę na to, co jem przed treningiem. Kiedyś zdarzało mi się biegać bez śniadania, co powodowało, że już po drugim kilometrze biegu, byłam nieprzytomna i miałam ochotę położyć się spać na łące po drodze. Miałam wrażenie, że tylko siłą woli byłam w stanie wrócić do domu. Teraz na godzinę przed treningiem jem niewielką ilość węglowodanów złożonych, które zapewniają mi energię na cały trening, a o spadkach cukru nie ma mowy.
Wszystko powoli zaczynało się zmieniać, choć ograniczenia początkowo wpływały na mnie destrukcyjnie. Ale również i waga, która bardzo opornie spadała w dół. Po drugim miesiącu wyzwania odnotowałam półtora kilograma spadku, co przy wyrzeczeniach, których musiałam się podjąć wydawało się być śmiesznym wynikiem. Zaczęłam pomału wracać do wielu wspaniałych przepisów, które znalazły się w ebooku mojego autorstwa „Zacznij dzień zdrowo i stylowo„, o którym ostatnio zupełnie zapomniałam. Na pocieszenie przypominałam sobie też słowa, które mówiły: małymi krokami do wielkiej zmiany…i miałam marzenie…zacznę piec swój własny chleb i znów sięgnę po przepisy z mojej książki, jak po ten na pastę humus czy hamburgera z ciecierzycy. Obłęd. Przepisy znajdziesz w moim ebooku >>>tutaj. Jeśli uda mi się upiec chleb, to również spodziewaj się wkrótce przepisu.
Zdjęcia do ebooka wykonała Ania Danielewska
3 miesiąc wyzwania
Ten miesiąc okazał się być miesiącem przełomowym. Moje gwałtowne spadki cukru zdarzały się coraz rzadziej. Na wadze na koniec miesiąca odnotowałam spadek 4 kilogramów i 8 cm w obwodzie pasa. Poczułam, że odzyskałam zdrowie, a każdy dzień stał się przyjemnością. Wreszcie poczułam, że wszystkie zmiany, które wprowadziłam zaczęły być przyjemnością i nawykiem. Czułam się coraz lepiej i zaczynałam wierzyć, że odzyskanie zdrowia jest możliwe i wcale nie musi być uciążliwe.
Efekty 3 miesięcznego wyzwania:
– 4 kilogramy mniej
– 8 cm mniej w obwodzie brzucha
– brak spadków cukru i poczucia senności (zdarza się to sporadycznie)
– lepsze samopoczucie, odzyskane zdrowie
– piękna i błyszcząca cera
– regularne i zdrowe posiłki
– nigdy nie jestem zbyt bardzo głodna, ani przejedzona
– zawsze mam przy sobie jakąś przekąskę. Podczas przeglądów szaf, czy wspólnych zakupów z klientkami mogę się skutecznie nimi wesprzeć
Niestety jeszcze nie zawsze potrafię w porę zareagować. Ostatnio podczas szkolenia „Zostań Osobistą Stylistką” zrobiłam sobie zbyt długą przerwę i zabrakło mi „paliwa”. Uznałam, że dam radę przeciągnąć przerwę między posiłkami o godzinę i skoczyło się to spadkiem koncentracji, poczuciem słabnięcia i ogromnej senności. Na szczęście zjedzone szybko jabłko podniosło mi cukier, a zaraz po nim pełny posiłek wyrównał mi poziom cukru we krwi i wszystko wróciło do normy.
Z czym nie dałam rady, a tak naprawdę dałam, ale poszłam na małe ustępstwa podczas tych 3 miesięcy:
- słodycze – raz zjadłam kawałek brownie, który zrobiłam dla mojej córeczki na urodziny i wcale nie żałuję 😉
- z powodu badań ominęłam 3 treningi, a potem podczas wakacji 5. Ale wszystko nadrobiłam, czyli kilka dni robiłam po dwa treningi
Co odkryłam jako bonus:
- nie lubię ograniczeń, ale jeszcze bardziej nie lubię być chora, a w zasadzie to choroba prowadzi do najgorszych ograniczeń
- zobaczyłam też, że nagradzam się jedzeniem za trudne momenty, więc jem zdecydowanie więcej niż potrzebuję (wcześniej tego nie widziałam)
- naiwnym było myślenie, że skoro jem zdrowo, to mogę jeść dużo. Jem zdrowo, bo nie jem mięsa, pszenicy, śmieciowego jedzenia i ograniczam cukier, ale jednak nawet makaron z czarnej fasoli z warzywami choć zdrowy, to jednak w dużej ilość sprawia, że przybierałam na wadze, a duża ilość jedzenia sprawia, że żołądek się powiększa i apetyt rośnie
Nowy styl życia
Myślę, że już mogę zacząć mówić i myśleć, że to, jak żyję teraz, staje się moim stylem życia. Potrzebuję sportu niemalże codziennie, czerpię z niego przyjemność i nie wyobrażam sobie zacząć inaczej dnia. Moja kondycja wyraźnie się poprawiła, bo ostatnio bez problemu przebiegłam dystans 12 kilometrów. Jedzenie mało, a często weszło mi w krew. Co prawda czasem włącza się stary program i na talerzu pojawia się dużo jedzenia, ale widzę to i odkładam połowę do pudełka na wynos i w taki sposób mam też gotowy posiłek na trzy godziny później. Nie zamierzam wracać do cukrów prostych, czyli śmieciowych słodyczy w żadnej postaci. Za chlebem tęsknię, ale też nie będę go kupować, tylko raz w tygodniu upiekę swój. Myślę, że jeśli udało mi się upiec brownie dla córeczki to i z chlebem powinnam sobie poradzić.
Czuję, że to wyzwanie uratowało mi zdrowie, a może nawet życie. Odkryłam chorobę, która bez kontroli i leczenia mogłaby się przerodzić w coś dużo gorszego, doprowadzić do dramatu. Zobaczyłam też, jakie słowa mają moc, bo przecież ja mogę mówić o niesamowitym prezencie od losu, od życia, który podsunął mi to wyzwanie pod nos. A słowa wypowiedziane do mojego męża okazały się mieć niesamowitą moc sprawczą, która przyniosła rozwiązanie. Chciałam znaleźć sposób na to, aby o siebie zadbać. To znalazłam.
Uściski,
Justyna Krawczyk
Style Coach