W ostatnich Wysokich Obcasach jest artykuł o dziewczynie, która wyrwała się z sideł korporacji. A raczej wyrwano ją, bo jak się okazało, gdy „zdobyła szczyt beznadziejności” to ją wyrzucili.
Pisze o tym jak w pędzie do kariery, pieniędzy, luksusowych podróży i butów za 600 pln dajemy się upodlić, źle traktować przez innych, wykorzystywać i nie szanować.
Dlaczego nie odchodzimy, dlaczego się nie sprzeciwiamy, dlaczego inni udają, że nie słyszą, gdy nas obrażają? Na co dzień są kumplami, pracują razem nad projektami, w sobotę wychodzą na piwo, jednak w momentach trudnych nikt nie reaguje, nikt się nie wstawia.
Terapeutka Joanny Krysińskiej uważa, że to rodzaj uzależnienia, jest Ci źle, ale nadal ćpasz. W pewnym momencie zaczynasz wierzyć w słowa gnębiciela, że jesteś do niczego, że nic nie jesteś warta, więc jak miałabyś szukać pracy, iść na rozmowę i dobrze się sprzedać?
Wiele lat temu pracowałam we francuskim molochu zawładniętym przez francuskich ekspatów, dzielnie pracujących od rana do nocy, uczących nas biznesu. Pracowałam w logistyce (Boże, co ja tam robiłam???) i miałam problem ze środkami na komary – nie było komarów więc środki się nie sprzedawały. Poszłam po pomoc do szefa, po tym jak spróbowałam wszystkich możliwych sposobów, negocjacji z dostawcą, aby zabrał chociaż część towaru, możliwych mega promocji, rabatów, aby się tylko nie zmarnowało w magazynie, łącznie z rozmową z jednym z dyrektorów handlowych od tych komarów, który nie zaproponował żadnej pomocy.
Mój szef powiedział, abym właśnie do niego się udała, celem wsparcia i rozwiązania problemu. Gdy powiedziałam, że odbyłam już bezskuteczną rozmowę odpowiedział:
„Może idź jeszcze raz, tylko zdejmij biustonosz, to może będzie Cię chętniej słuchał”
Zatkało mnie. Powiedział to do mnie mój szef, który nigdy nie był dla mnie autorytetem, ale też nigdy nie okazał się aż takim chamem. Siedzieliśmy wszyscy na open space, mój kierownik i koledzy. Nikt nie zareagował, a mnie zamurowało, nie mogłam uwierzyć w to co powiedział.
Siedziałam tak przez godzinę patrząc bezsensownie w ekran. Przyszła 17, wszyscy poszli do domu, a mną coraz bardziej nosiło.
Podniosłam się i podeszłam do jego biura. Grzecznie zapukałam i weszłam.
Co znowu Justyna??? Usłyszałam. Znów chcesz rozmawiać o tych komarach? To Twój problem!!!
„Nie życzę sobie takiego traktowania i nie życzę sobie, abyś kiedykolwiek się do mnie jeszcze tak odezwał” powiedziałam drżącym głosem.
Mój szef stanął jak wryty, poczerwieniał i onieśmielony powiedział przerywając cieszę „Masz rację, przepraszam”
Proszę – powiedziałam i wyszłam.
Myślałam, że umrę. Szybko spakowałam torebkę i wyszłam. Biegłam i płakałam. Wiedziałam, że dobrze zrobiłam, że najwyżej mnie wyrzuci, że sobie poradzę, ale nie dam się tak traktować.
Boże jak o tym dziś myślę, to zastanawiam się, skąd ja miałam wtedy tyle odwagi… Może niewiele do stracenia? Bo przecież to nie była moja wymarzona praca. Bo przecież w kolejnej nie było tak kolorowo jak początkowo się wydawało, mało tego, potraktowali mnie i wiele innych osób niezgodnie nie tylko z zasadami firmy, ale z generalnie przyjętymi zasadami poszanowania drugiego człowieka. Ale o tym kiedy indziej.
Teraz zastanawiam się skąd w nas taki pęd do konsumpcji, do posiadania, do kupowania, pieniędzy, za wszelką cenę. Nawet za cenę własnej godności.
Justyna