Dorota Wellman – kobieta, która mnie inspiruje, z której biorę przykład. Mądra, piękna, szalenie błyskotliwa, silna i idąca swoją drogą. Nie patrzy na innych, patrzy przed siebie i nie obawia się łamania stereotypów.
Ukochany 17-letni dziś syn Jakub mówi o niej matka-wariatka. Dla niej to komplement. Kiedy opowiada o Kubie, w jej oczach maluje się miłość. Czekała na niego długo. – To po nim zrobiłam się gruba, a raczej po kuracji hormonalnej, dzięki której go mam. Lepiej być grubą matką niż chudą bezdzietną – mówi bez ogródek.
Jej zaradnością, życiową mądrością zachwycony jest też jej mąż Krzysztof, ceniony fotografik. To ona go poderwała, choć nie bez trudu. Miała rywalkę, ale los okazał się dla niej łaskawy. Wszystko rozegrało się na wycieczce w górach, na którą wybrali się we trójkę.
Dorota podbiła serce ukochanego dzięki…butom. Ona miała trapery, a jej rywalka szpilki. Mimo że są małżeństwem z ponad 20-letnim stażem, on wciąż ją adoruje, zasypuje kwiatami. Dorota nauczyła się mu ufać. – Muszę, inaczej musiałabym strzelić sobie w głowę. Przecież on stale spotyka się z najpiękniejszymi aktorkami. Fotografuje je w ubraniu, czasami nago – dodaje.
Ich życie jest szczęśliwe, ale daleko mu do sielanki. – Nieustannie toczymy walkę o dominację w domu. Tytuł mistrza co miesiąc przechodzi w inne ręce – mówi. Lubią się tak droczyć. Potem śmieją się ze swoich kłótni i z tego, że się starzeją. Dorota nie odczuwa upływu lat, nie zwalnia tempa.
Nie będzie rozpaczać, jeśli przestanie być potrzebna w telewizji. – Jak mnie wyrzucą, zgłoszę się do tramwajarzy w Warszawie – puentuje z uśmiechem.
Uwielbiam ją również za poczucie humoru…
Pozdrawiam,
Justyna
Materiał: Styl.Pl, Iza Kraft